Kiedy zawiodły hamulce i ludzie – tramwajowa tragedia, która wstrząsnęła Szczecinem
To miał być kurs jak każdy inny. Stało się inaczej…
Dokładnie 57 lat temu, 7 grudnia 1967 roku, doszło do największej katastrofy tramwajowej w dziejach nie tylko szczecińskiej, ale też ogólnopolskiej komunikacji tramwajowej. Jadący ulicą Wyszaka przeciążony skład złożony z wagonu silnikowego 4N1 i dwóch niskowejściowych przyczep niebezpiecznie nabrał rozpędu, po czym pierwszy i drugi wagon wypadły z torów, przygniatając tych, którzy jechali na tzw. „winogrona” w kierunku Wyższej Szkoły Morskiej, Stoczni Warskiego i Remontowej oraz huty na Stołczynie. Łącznie zginęło 15 osób, a 178 zostało rannych.
Przyczyną tego nieszczęścia były niesprawne hamulce w pierwszym wagonie – już przy podejmowaniu tego pociągu w zajezdni Pogodno motornicza powiedziała, że tym tramwajem nie wyjedzie z powodu owej usterki. Została ona zbyta przez mechanika, który jej powiedział, że ma jechać na miasto.
Tą feralną „szóstką” podróżowało blisko pięćset osób – na nic zdały się wcześniejsze prośby motorniczej, aby część z nich przesiadła się do innych tramwajów. Woleli już odstać swoje na stopniach.
I właśnie zakaz jazdy na owych stopniach był jednym z wielu przepisów wprowadzonych po katastrofie. Poza nim zabroniono również łączenia wagonów w trójwagonowe składy oraz nakazano montaż hamulców szynowych i systemu automatycznego otwierania i zamykania drzwi.
O całej katastrofie można dowiedzieć się więcej dzięki specjalnej wystawie w Muzeum Techniki i Komunikacji, a także z wydanej z tej okazji książki Jacka Ogrodniczaka. Samą wystawę można oglądać do 2 lutego przyszłego roku.
fot. Fotopolska
